Roman Chalasz napisał monografię Gerlacha, która jest opowieścią o przedsiębiorstwie prezentowanym na szerokim tle losów gospodarki na ziemiach polskich. Autor uwypukla nie tylko historię jednak miejsca, ale pokazuje jak różne przedsięwzięcia gospodarcze w różnych częsciach Królestwa Polskiego doprowadziły do funkcjonowania, a później upadku marki znanej chyba każdemu Polakowi.
Dotychczas miałem silne przekonanie, że tylko jeden kolekcjoner papierów wartościowych przygotowuje i wydaje wspaniałe książki poświęcone spółkom akcyjnym, historii kapitału, czy szerzej historii gospodarki. Zmieniłem zdaniem, ujawnił się drugi autor, członek Stowarzyszenia Kolekcjonerów Historycznych Papierów Wartościowych, który właśnie napisał rewelacyjną książkę poświęconą Gerlachowi. Roman Chalasz.
Zacznijmy od wyjaśnienia ewentualnych nieporozumień. Spyta ktoś, co ma Gerlach wspólnego z historią spółek akcyjnych. Odpowiedź na to pytanie będzie od razu pierwszą pochwałą przeczytanego dopiero co przeze mnie dzieła. Autor pisze o Gerlachu w szerokim kontekście, pisze o miejscu, w którym była prowadzona działalność: Drzewica, ale i Warszawa (oraz wiele innych), pisze o osobach zaangażowanych w działalność: znakomite i szczegółowe biogramy, pisze w końcu o różnych podmiotach, które w sumie, ale też i na marginesie złożyły się na działalność Gerlacha, wśród o nich o licznych spółkach akcyjnych (o czym jeszcze później napomknę). A i mało kto pewnie orientuje się, że sam Gerlach również w 1928 roku „stał się” spółką akcyjną. Tyle tylko, że spółka miała w swej firmie nazwisko kolejnych właścicieli marki Gerlacha, Braci Kobylańskich. Nie sugerujcie się zatem tytułem, książka opowiada historię Gerlacha, historię Spółki Akcyjnej „Bracia Kobylańscy”, ale także historię uprzemysłowienia regionu, wiele mówi o historii przemysłu metalowego w Warszawie, krytycznie analizuje zagadnienia prawne i finansowe związane z funkcjonowaniem polskiej gospodarki w XVIII, XIX i XX wieku, przypomina (oczywiście tym którzy mają szansę pamiętać) „gospodarkę” PRL-u.
Przeczytałem grubo ponad 300 stron opowieści o znaczącej historii polskiej gospodarki i to co mnie nade wszystko uderzyło, to niezwykła szczegółowość badań przeprowadzonych przez Romana Chalasza. Przygotowując się do pisania książki zbadał chyba wszelkie możliwe źródła, ale co szczególnie wymaga podkreślenia wykazał się niezwykłą inwencją w ich poszukiwaniu. Historia Gerlacha, i nie tylko Gerlacha, naprawdę została znakomicie udokumentowana. Ogromną wartością książki jest oparcie każdego z twierdzeń autora na dokumentach. W książce nie ma dowolnych spekulacji, a wszelkie opinie i przypuszczenia są następstwem krytycznej analizy źródeł (i proszę nie łapać mnie za słowa, jeżeli ktoś znajdzie jeden, czy dwa wyjątki od tej reguły, w odpowiedzi poproszę go o napisanie lepszego dzieła).
Zwraca uwagę, nie pierwszy raz widziany przeze mnie, ale pierwszy raz doskonale wykorzystany sposób prezentowania historii przedsięwzięcia gospodarczego. Autor zdecydował się opowiedzieć historię Gerlacha datami. Uporządkował fakty według daty wydarzenia i, jak rzekłem, po raz pierwszy widzę, że jest to spójny i interesujący sposób prezentacji historii przedsiębiorstwa. Być może powodem jest szczegółowość badania i opisu wydarzeń, a nie jedynie lakoniczne wzmianki o jakimś przypadkowym wydarzeniu, jak często zdarza nam się widzieć w tego typu publikacjach. Bardziej jednak mi się wydaje, iż sukces polega na kompletności, czas w książce płynie regularnie, stale, a zdarzenia ujęte datami wynikają jedne z drugich, są swoim logicznym następstwem, żadne wątki nie urywają się nagle lub nie pojawiają się przypadkowo.
Zatrzymam się jeszcze na chwilę nad ikonografiką wykorzystaną w pracy. Budzi ona moje zdumienie, ilustracje w recenzowanej monografii, fotografie, pocztówki, dokumenty, mapy itd. nie służą zapełnieniu miejsca (a to przecież „cegła” samego tekstu), ale właśnie udokumentowaniu opisanych zdarzeń, wyjaśnieniu wątpliwości, czy w końcu przekazaniu spostrzeżeń autora, których nie da się wyjaśnić słowami. Bogactwo zdjęć i trafność ich umieszczenia zasługują w tej pozycji na absolutnie najwyższą notę, zwłaszcza jeżeli uświadomimy sobie, jak trudno jest dotrzeć do tego typu źródeł. I nie zmienia tego faktu, że w książce brakuje akcji spółki „Braci Kobylańskich”, mimo że wiemy, iż wszystkie przetrwały II wojnę światową. Może kiedyś pojawią się na rynku kolekcjonerskim.
Czytając książkę w pewnym momencie zastanowiłem się, ile spółek akcyjnych przewija się przez jej karty. Zdecydowałem się je policzyć i wymienić, chociaż robiąc to po przeczytaniu dzieła nie jestem pewien, czy którejś nie pominę: Towarzystwo Wyrobów Zbożowych, Lilpop, Rau i Loewenstein, Zjednoczenie Elektrowni Okręgu Radomsko-Kieleckiego, Bank Dyskontowy w Warszawie, R. Plewkiewicz i S-ka, Bracia Kobylańscy, czy w końcu „czarny charakter” książki, czyli Fabryka Wyrobów Stalowych Ostrych „Z. Kobylański i S-ka” S.A. (występująca także jako: Fabryka Wyrobów Stalowych Ostrych „Nóż” S.A.). Tak, tak są w monografii Gerlacha również elementy grozy, co wzmiankuję żartobliwie, gdyż książkę świetnie się czyta, mimo, że w kilku miejscach można znaleźć powtórzenia, a język przecież z powodów oczywistych nie jest językiem literackim. Błędy w książce, zapytacie? Są, w każdej książce są, ale aby się z nimi zapoznać trzeba książkę przeczytać i najpierw docenić dominujące pozytywy.
Zupełnie świadomie postanowiłem tytuł książki umieścić na końcu, pragnę aby został zapamiętany: „Gerlach historia w stali wykuta. Kuźnice Drzewieckie od 1760 roku”, Drzewica 2019. Podsumowując, ja traktuję tę książkę jako najlepszy prezent jaki dostałem pod choinkę. A przy okazji chapeau bas dla autora - Romana Chalasza.